Connect with us

NIERUCHOMOŚCI INFORMACJE

Norbert Kurek: Zanieczyszczony grunt to ryzyko. Ale również szansa

Published

on

Norbert Kurek, członek zarządu i dyrektor generalny Remea Polska, fot. mat. prasowe

Wchodzą tam, gdzie wielokrotnie przekroczone normy chemicznych substancji zagrażają zdrowiu człowieka. Naprawiają tereny zniszczone przez poprzednie pokolenia. I przywracają je lokalnej społeczności. — Nieszczęście naszej działalności jest takie, że nie widać tego, co jest pod ziemią, a to jest najbardziej niebezpieczne — mówi Norbert Kurek, dyrektor generalny Remea, która od 9 lat świadczy w Polsce usługi remediacji, rekultywacji i rewitalizacji gruntu i wód gruntowych.

Developer Magazine: Czy ludzie kupując mieszkanie wiedzą, że zamieszkają w sąsiedztwie terenów zanieczyszczonych? Tam, gdzie są wielokrotnie przekroczone normy? Czy oni wiedzą, że każdy dzień w nowym domu może skrócić im życie?

Norbert Kurek: Są takie miejsca, gdzie lokalna społeczność ma ogromną świadomość, że to jest duży problem. W tych regionach jest to mocno nagłaśniane i dyskutowane również z administracją lokalną. Niestety to nie dociera  szerokim echem do pozostałej części Polski.

Advertisement

Często tereny zdegradowane to są działki, które historycznie były terenami Skarbu Państwa, np. fabryki, które były zarządzane 40, 50 lat temu przez Skarb Państwa, więc znamy sprawcę. A skoro znamy sprawcę to znamy płatnika, który powinien problem rozwiązać. I tu temat wraca do samorządów czy do administracji centralnej tj. rządu, bo to są pieniądze Skarbu Państwa. Czasami jest tak, że politycznie nikt nie chce głośno mówić o tych problemach.

W Polsce to się zmienia. My w kraju zaczęliśmy działalność w 2015 roku, gdzie próbowaliśmy zrozumieć jak ten rynek działa. Wiedzieliśmy wtedy, że świadomość dotycząca zanieczyszczeń gruntu i wody gruntowej jest bardzo niska.

Koksownia Orzegów była terenem skażonym, wraz z dzikim wysypiskiem śmieci. Nie można było tam nawet wejść. Teraz bawią się tam dzieci, dorośli spacerują alejkami, a młodzież może zjeżdżać z góry saneczkowej. Ile taki projekt kosztuje waszej pracy?

Advertisement

Poza tym wszystkim jest dużo elementów, których tak naprawdę nie widać, bo wszystko jest w ziemi. Tam była stara koksownia węgla, która jako produkt uboczny wytwarzała np. smoły i różnego rodzaju zanieczyszczenia, których teoretycznie nie widzieliśmy. To nie było proste zagadnienie pod względem konieczności doprowadzenia terenu do bezpiecznego mając na uwadze cel publiczny. Żeby sprostać wymaganiom, zaimplementowano nowe rozwiązania z zakresu remediacji. Wprowadziliśmy technologię szczelnych barier z bramami, które przechwytują mogące się pojawić zanieczyszczenia. Płynące wody gruntowe są oczyszczane w bramach na specjalnie zaprojektowanych i przygotowanych złożach,  dzięki czemu proces jest pod stałą kontrolą. Żeby można było rozpocząć pracę, potrzebna była też współpraca z zamawiającym, której nikt nie widzi. Tę relację buduje się pomiędzy inwestorem a firmą wykonującą. Pamiętajmy, że jest tam gro pozwoleń, które trzeba w międzyczasie zdobyć, cała masa uzgodnień pomiędzy inwestorem, jego oczekiwaniami, a tym, co rzeczywiście zostało sprecyzowane w dokumentacji projektowej czy przetargowej. No i tu jest kompromis, który dwie strony muszą znaleźć. Z jednej strony inwestor musi być zadowolony z efektu całościowego, z drugiej strony firma pracuje, żeby zarobić. Co najważniejsze, był to projekt, z którego obie strony był finalnie zadowolone.

przykład pracy spółki remea, czyli rewitalizacja koksowni orzegów

Skoro niektórych zagrożeń w ogóle nie widać, to dlaczego zwracają się do was samorządy czy deweloperzy? A pewnie w przyszłości również przemysł. Czy to jest tak, że widzą oni potrzebę badania gruntu, czy jest to kwestia czyichś wskazówek?

Myślę, że wszystkiego po trochu. Z tego względu, że jesteśmy w UE, mamy dyrektywy europejskie, które są zaimplementowane w Polsce, mamy regulacje szczegółowe, różnego rodzaju ustawy i rozporządzenia, które doprowadzają pewne wymogi do standardów europejskich. Jednym z takich rozporządzeń jest to dotyczące badania powierzchni ziemi w zakresie zanieczyszczeń. Przystępując do realizacji, należy przeprowadzić ocenę prawdopodobieństwa występowania zanieczyszczeń. Jeżeli mamy tereny, które są terenami postindustrialnymi, poprzemysłowymi, które dzisiaj nie są wykorzystywane, to można domniemać, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że mogą tam występować różnego rodzaju zanieczyszczenia. Oczywiście związane jest to ze standardami, które mieliśmy 30 czy 50 lat temu i świadomością ludzi, którzy pracowali w przemyśle, ale też ze świadomością całego społeczeństwa, jeżeli chodzi o zanieczyszczenia. Nie przejmowaliśmy się tak bardzo, gdzie te zanieczyszczenia zostawiamy, składujemy, czy te miejsca składowania są odpowiednio zabezpieczone. Po zakończeniu działalności nikt nie sprawdzał, czy tereny są czyste, czy są zanieczyszczone. A dzisiaj te tereny postindustrialne, poprzemysłowe są terenami bardzo atrakcyjnymi, bo są często w środku miast lub są bardzo dobrze skomunikowane.

Advertisement

Podjęliście się remediacji Stawu Kalina na Śląsku, po tym, jak pierwotnie wybrana firma nie poradziła sobie z zadaniem. Po 44 miesiącach zakończyliście projekt. Czy to jest sukces w tej branży?

To był bardzo wymagający projekt. Znaliśmy historię niepowodzenia firmy, która w pierwszym etapie wygrała pierwszy przetarg i przystąpiła do realizacji. Zaczęliśmy to analizować z naszego punktu widzenia, jak my byśmy to zrobili. Tak naprawdę wiedzieliśmy, że firma, która zaczęła prace, rozbiła się o ważny element, czyli o remediację. Na tym ta firma się nie znała. Tu mamy do czynienia z zanieczyszczeniami chemicznymi, które znajdowały się w wodzie stawu, w osadzie i płynęły razem z wodami gruntowymi. Były tam bardzo wysokie stężenia zanieczyszczenia. Wartości fenolu przewyższały kilkusetkrotnie dopuszczalne wartości. Ludzie przez ostatnie 40 lat byli narażeni na oddziaływania tych zanieczyszczeń. Przyjeżdżając do Świętochłowic kilka lat temu, fenol było czuć z daleka. To jest specyficzny zapach. Po wykonaniu tego projektu, dzisiaj chodząc po ścieżkach i wokół stawu nie ma tego zapachu, bo wszystko zostało doprowadzone do wymagań zgodnych z rozporządzeniami. Co było sukcesem? Zrozumienie zagadnienia i zrozumienie ryzyk, jakie występowały na etapie prowadzenia procesu przetargowego. Z tego względu, że po niepowodzeniu firmy pierwotnej, później odbyły się jeszcze dwa przetargi, gdzie próbowano wyłonić kolejnego wykonawcę tych robót i niestety nie było chętnych.

Jednak co zrobiliście, żeby właśnie wasz projekt zakończył się sukcesem?

Advertisement

Problem z oszacowaniem górnych limitów ryzyk powodował, że podjęliśmy decyzję, że jeżeli inwestor nie zrozumie, gdzie jest problem, dlaczego firmy nie chcą brać udziału w przetargu, to niestety nie będzie można tego zrealizować. Po drugim przetargu, który się odbył i skończył niepowodzeniem, zaczęliśmy rozmawiać z inwestorem, jego ekspertami, osobami, które przygotowywały specyfikację, w czym tak naprawdę tkwi problem i jak należy podzielić ryzyka, żeby móc złożyć ofertę i zagwarantować wykonanie projektu w odpowiednim czasie, ale również w budżecie. To był projekt, który miał ryzyka, ale my wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie nimi zarządzać. Żeby zmieścić się w czasie, który też jest obwarowany karami, ale też zmieścić się w budżecie. Rzeczywiście inwestor słuchał i to zrozumiał. Dostosował zapisy, żeby dało się prace wykonać. I wtedy przystąpiliśmy do przetargu.

Remediacja i rewitalizacja stawu Kalina w Świętochłowicach to jeden z największych projektów w skali kraju, fot. Remea

Czy użyliście tu technologii, którą inni nie dysponują?

Zastosowaliśmy technologie, które wcześniej w Polsce nie były stosowane. Po pierwsze, refulacja czy też wydobywanie zanieczyszczonego osadu ze stawu w taki sposób, żeby był jak najmniejszy kontakt z zanieczyszczeniem, które paruje. Zastosowaliśmy technologię odwadniania osadu, do której sprowadziliśmy z Francji całą instalację do desorpcji termicznej, która umożliwiła rozwiązanie w pełni  problemu osadu. I to był przełom, jeśli chodzi o ten projekt. To była najbardziej uciążliwa działalność z punktu widzenia realizacji, oddziaływania.

Deweloperzy coraz częściej rewitalizują miejsca, w których była prowadzona np. działalność przemysłowa. Tego typu inwestycje cieszą się zainteresowaniem zarówno klientów, jak i okolicznych mieszkańców. Czy ci deweloperzy badają wtedy grunty? Czy brak badań może skutkować na użytkowników po latach. I co wy jako specjaliści możecie im doradzić, żeby tych przykrych konsekwencji po latach uniknąć?

Advertisement

Świadomość wzrasta. Są takie firmy i deweloperzy, szczególnie ci, którzy mają bagaż doświadczeń z zagranicy i to badają. To nie jest problem, bo nawet wykonanie badań to jest ułamek promila kosztów całej inwestycji. Deweloperzy krajowi, w szczególności ci mniejsi, często nie badają. Ale ja widzę, że w ciągu ostatnich 9 lat ta świadomość wzrosła i coraz więcej analiz jest wykonywanych na etapie due diligence, kiedy inwestor myśli o zakupie działki. Często jeżeli teren jest zanieczyszczony i potencjalny inwestor to wie, to wpływa na finalną wartość działki przy negocjacjach. Obecny właściciel terenu musi mieć świadomość, że zgodnie z prawem, odpowiedzialnym za remediację jest właściciel czy władający terenem. Może otrzymać decyzję Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska nakazującą wykonanie remediacji terenu. I będzie musiał to zrobić na własny rachunek. Są deweloperzy, którzy rzeczywiście rozumieją całe zagadnienie, więc podchodzą do tego w sposób odpowiedni. Ale są też tacy, którzy próbują oszczędzić.

W takim razie, jakie były początki waszej działalności w kraju? Trudno było zdobyć zaufanie inwestorów?

To było szczęście w nieszczęściu, powiem szczerze. Zaczęliśmy działalność w 2015 roku. Tak się zdarzyło, że inwestor z zagranicy w Warszawie wykonywał projekt budynku mieszkalnego i spotkał się z problemem zanieczyszczeń. My, mając doświadczenie z zagranicy i spółkę, która mocno działała we Francji w zakresie remediacji, przedstawiliśmy pomysł, jak możemy to rozwiązać i zminimalizować stratę czasową, którą miał. Staliśmy się partnerem i ekspertem, który był w stanie z zespołem międzynarodowym rozwiązać ten problem. Pierwsze wejście mieliśmy dość szybkie i dość łatwo zdobyliśmy pierwszy kontrakt.

Advertisement

Czyli zaczęliście robić to co robicie, bo zauważyliście taką potrzebę u pierwszego inwestora?

Tak. Wytypowaliśmy osoby, które na początku robiły tutaj badanie rynku czy w ogóle jest sens tę działalność prowadzić. Zauważyliśmy, że jest. Były już europejskie dyrektywy dotyczące remediacji czy ochrony środowiska. W Polsce mieliśmy już zaimplementowane pewne rozporządzenia, czyli można powiedzieć, że jako kraj byliśmy przygotowani, żeby takie procesy prowadzić. Może nie byliśmy mentalnie przygotowani jako społeczeństwo, albo nasi inwestorzy nie byli przygotowani, że trzeba to robić, ale zaczęliśmy dużo mówić o tym. m.in. w social mediach. Uruchomiliśmy kampanię Gruntownie badamy zanim zamieszkamy, w której zwracaliśmy uwagę na aspekty związane z zanieczyszczaniem gruntu i wód gruntowych w przypadku zakupu mieszkań. Pokazywaliśmy, że idziemy do dewelopera, pytamy o mury, komunikację itd., ale nie pytamy o to czy ktoś to w ogóle zbadał, czy to nie jest niebezpieczne. Często widzimy, że inwestorzy boją się robić remediację.

Deweloperzy w Polsce nie mają dobrej opinii, więc się nie dziwię, że się obawiają.

Advertisement

Inwestorzy rozumieją kwestie budowlane, to są rzeczy namacalne. Natomiast jeżeli chodzi o remediację, to muszę powiedzieć, że to nie jest takie proste. Patrzę na zespół, który tu mamy. To jest zespół, który składa się z inżynierów budownictwa, geotechników, którzy rozumieją grunt, hydrologów, którzy rozumieją wodę, z chemików, mikrobiologów, inżynierów inżynierii środowiska, inżynierów technologicznych. Mamy bardzo multidyscyplinarny zespół. Nie ma w Polsce takiej specjalizacji, takich studiów, po których ktoś jest przygotowany do wykonywania tych zadań. To jest zespół osób multidyscyplinarnych i próba połączenia w jedno, żeby sprostać zadaniom remediacji. Więc faktycznie, jeśli po stronie inwestora stoją osoby, które zajmują się budownictwem, to one się boją, bo tego nie rozumieją. A jak ktoś nie rozumie, to nie jest w stanie oszacować ryzyk albo nimi zarządzać. Pokazanie, że ma się zanieczyszczony grunt jest ryzykiem, ale może być również szansą.

Dużo firm w Polsce świadczy tego typu usługi? Co wam daje przewagę nad pozostałymi?

Firm jest dużo i nasza konkurencja jest różna. My nie jesteśmy firmą jednej technologii. Nasi klienci mierzą się z różnymi zanieczyszczeniami, dlatego trudno opierać się na jednej. Podchodzimy do klienta w sposób indywidualny i przygotowujemy rozwiązanie, które będzie najbardziej efektywne pod kątem czasowym i finansowym. Technologie można wziąć z rynku, kupić, wszystko jest wymyślone. To jest kwestia umiejętności, poskładania tych technologii i zastosowania ich w danym miejscu do celów remediacyjnych. Na tematach trudnych, jeżeli nie ma technologii w Polsce, to ściągamy ją ze świata. Były projekty jak Staw Kalina, Ruda Śląska czy Zachem, gdzie zbudowaliśmy innowacyjną technologię lub zastosowaliśmy istniejącą, dedykowaną tylko pod te zanieczyszczenia. Wcześniej przeprowadziliśmy szereg testów pilotażowych na miejscu czy badań w skali laboratoryjnej, podczas których próbowaliśmy dobrać procesy, które będą efektywne z punktu widzenia celu, jaki mamy osiągnąć – tak, żeby finalna instalacja czy rozwiązanie były z punktu widzenia użytkowania jak najbardziej efektywne kosztowo.

Advertisement

Który z waszych projektów był najtrudniejszy i ile trwał?

Każdy był trudny w jakimś elemencie, bo każdy był inny. Myślę, że najtrudniejszy był Zachem. Oczyszczaliśmy grunt i wody podziemne na bardzo dużym obszarze.. Zanieczyszczenia były do 25 m poniżej poziomu terenu. To jest bardzo trudne z punktu widzenia różnorodności zanieczyszczeń, ich migracji czy przepływu wody w górotworze. Jak efektywnie je zbierać, wypompowywać, oczyszczać i jako czyste wody iniektować do górotworu tak, żeby budować bariery wodne zabezpieczające teren przed napływem zanieczyszczeń z zewnątrz. To trwało 2,5 roku i poszerzyło nasze doświadczenia.

Ile można zarobić w waszej branży? I czy to jest  w ogóle opłacalne?

Advertisement

Nie mówię, że nie. Nadal prosperujemy od 9 lat i chcemy się rozwijać. Skłamałbym gdybym powiedział, że nie jest, ale też rynek jest trudny, bo nasza działalność oparta jest na dużych projektach. Duże projekty to raczej klient publiczny, więc to też pieniądze publiczne. To jest mocno uzależnione od finansowania. Mniejsze tematy to tematy prywatne, deweloperzy, przemysł. Ten rynek jest dość niepewny. Nie wszyscy chcą oczyszczać albo w ogóle mówić o tym, że mają zanieczyszczony teren. Jest rynek, gdzie część klientów chciałaby to tylko usunąć zanieczyszczenie, wywożąc je gdzieś z dala od danej działki. I w takich przypadkach wychodzi kwestia niskiej świadomości. Nadal w Polsce mamy też rynek podziemny, gdzie odpady po prostu znikają lub są zagospodarowywane niezgodnie z prawem.

Remea od 9 lat zajmuje się w Polsce remediacją, badaniem gruntu i jego oczyszczaniem, fot. mat. prasowe

Wasze kontrakty dotyczą w całości albo większości naprawy terenów, które zniszczył człowiek?

Tak, oczywiście, a konkretniej poprzednie pokolenia. To może być kiedyś biznes schyłkowy, jeżeli świadomość ludzka będzie na tyle duża, że nie będziemy zanieczyszczać. Dzisiaj w Polsce jesteśmy na takim etapie, że mamy do oczyszczenia bardzo dużo terenów, które ludzie sami zdegradowali lata temu. Teraz świadomość jest większa, zakłady muszą spełniać coraz większe wymagania, są raporty, monitoringi itd., ale to nie znaczy, że tam nie ma zanieczyszczeń. Są tematy remediacyjne, np. w Orlenie i innych zakładach. Jak się prowadzi biznes i ma różnego rodzaju instalacje, zawsze są jakieś awarie, zawsze coś może wypłynąć. To nie jest straszne, ale najważniejsze, żeby to rozwiązać, jak się pojawi, a nie zostawiać na następne pokolenia.

Kto najczęściej korzysta z waszych usług? A kto interesuje się tym najmniej, a powinien ze względu na prowadzoną działalność?

Advertisement

Gdybym policzył projekty w sztukach to na pewno robiliśmy ich więcej dla sektora prywatnego, np. deweloperów mieszkaniowych czy hal. Ale jeśli popatrzę na wielkość kontraktów, to oczywiście to są to kontrakty publiczne. To są duże bomby, bardzo nagłośnione, gdzie ten problem środowiskowy, oddziaływanie, wpływ na człowieka jest ogromny.

Najmniej mamy zleceń od różnego rodzaju zakładów przemysłowych. To jest nasz cel na kolejne lata, żeby być bliżej tych jednostek, bo mamy im do zaproponowania rozwiązania, które pozwolą im usunąć problemy związane z zanieczyszczeniem gruntu czy wód podziemnych. Jesteśmy zwolennikiem rozwiązywania problemu na miejscu jego występowania, w związku z tym propagujemy technologie, które moglibyśmy implementować na miejscu bez rozbierania istniejących instalacji.

Klient prywatny, ale indywidualny, który np. kupuje działkę i buduje dom – tu świadomość jest najmniejsza. Często budowa odbywa się po kosztach i niewiele osób zastanawia się nad problemem ewentualnych zanieczyszczeń terenu. Widzimy wielokrotnie zdziwienie osoby, która kupiła piękną działkę pod lasem, przy jeziorze, a kiedy chce zrobić fundamenty, to okazuje się, że nie może, bo są torfy, słabe grunty. I musi coś z tym zrobić. Wtedy zwraca się do firm geotechnicznych , ale to jest wymuszone, bo inaczej nie zbuduje. W przypadku zanieczyszczeń, niestety jak wcześniej wspomniałem, nie mają wiedzy, że może być problem, bo nie sprawdzają działki pod tym względem. Wielokrotnie mogłoby się okazać, że nie zbudowaliby domu w tym miejscu, mając świadomość oddziaływania tych zanieczyszczeń na ich zdrowie. 

Advertisement

Rozmawiała Edyta Koczwara

(materiał sponsorowany)

Advertisement
Continue Reading
Advertisement

NIERUCHOMOŚCI INFORMACJE

NDI. 105 milionów w 500 dni

Published

on

5,5 kilometra dlugości. 7 metrów szerokości drogi. Do tego chodniki, ścieżki rowerowe czy oświetlenie. Konsorcjum NDI zbuduje drogę Borówiec–Koninko–lotnisko Poznań-Krzesiny. 

Za budowę odpowiedzialne jest konsorcjum firm NDI Energy Sp. z o.o. oraz NDI S.A. Wykonają ją dla Zarządu Dróg Powiatowych w Poznaniu budowę dróg

Zadanie obejmuje budowę i rozbudowę drogi powiatowej nr 2489P do skrzyżowania z łącznicą drogi ekspresowej S11 oraz budowę nowo projektowanej drogi powiatowej w Koninku. Całość prac drogowych obejmie odcinek o łącznej długości prawie 3,5 km. Dzięki tej inwestycji mieszkańcy okolicznych miejscowości zyskają szybki i wygodny dojazd do drogi S11.

Advertisement

Powstaną drogi o najwyższym standardzie: 7-metrowa jezdnia wraz ze wzmocnioną nawierzchnią, chodniki i ścieżki rowerowe, pełne odwodnienie czy oświetlenie. Rozbudowana zostanie cała infrastruktura towarzysząca, łącznie ze skrzyżowaniami i infrastrukturą podziemną. Konsorcjum wykona również nowy wiadukt nad linią kolejową 272 Kluczbork – Poznań Główny, oraz dwa obiekty mostowe nad rzeką Koplą. Inwestycja znacząco poprawi sytuację komunikacyjną w regionie gmin Kórnik czy Mosina. Rozbudowa dróg powiatowych znacznie skróci czas podróży oraz odciąży inne drogi w regionie.

– Zrealizujemy historycznie największe zadanie dla Zarządu Dróg Powiatowych w Poznaniu. Bardzo nas cieszy pozyskanie tak istotnego kontraktu drogowego. Przyczynimy się do poprawy płynności ruchu, co zwiększy też atrakcyjność inwestycyjną południowo-wschodnich rejonów powiatu poznańskiego – opowiada Cezary Chruściński, Prezes Zarządu NDI Energy.

Konsorcjum NDI będzie miało na realizację zadania 500 dni od podpisania umowy. Inwestycja będzie kosztować ponad 105 mln zł brutto.

Advertisement
Continue Reading

NIERUCHOMOŚCI INFORMACJE

Grupa Arche. Grochowski: 5 milionów zł na pomoc powodzianom

Published

on

By

Lena i Władysław Grochowscy, fot. mat. prasowe

Sztab Pomocy Powodzianom. Koordynacja działań poprzez Fundację Leny Grochowskiej. Zaangażowanie dyrektorów hoteli z całej Polski. Władysław Grochowski, prezes Grupy Arche, przedstawia strategię pomocy powodzianom.

Władysław Grochowski, prezes Grupy Arche.

„To, co mamy w sobie wyjątkowego do zaoferowania, to nasza baza hotelowa oraz doświadczenie organizacyjne i budowlane. W pierwszych dniach kryzysu zrobiliśmy zbiórki najpotrzebniejszych rzeczy. Teraz realizujemy najpilniejsze potrzeby, ale docelowo chcemy, aby było to wsparcie długofalowe. Zabezpieczyliśmy już 5 milionów zł na pomoc powodzianom, chociaż trudno to obecnie dokładnie zaplanować. Liczę, że kwotę zwielokrotnimy wraz z naszymi kontrahentami i sponsorami. Mam nadzieję, że na tym się nie skończy, bo czeka kilka ważnych projektów, a niektóre z nich są dużo bardziej kapitałochłonne.

Advertisement

Włączyliśmy się do programu Ministerstwa Edukacji Narodowej „Zielone szkoły”. Przygotowywane są już pobyty pierwszych grup w Zamku Arche w Janowie Podlaskim, a wkrótce dojdą kolejne. Na razie na tę część wsparcia wydzieliłem milion złotych, ale zobaczymy, jak się sytuacja rozwinie i gdzie będą największe potrzeby. Do akcji włączamy lokalnych nauczycieli, wolontariuszy, mniejsze firmy czy samorządy.

Nie ma nic cenniejszego niż bezinteresowne wsparcie drugiego człowieka

Wewnętrznie przewidujemy również organizację turnusów dla dzieci i młodzieży z zalanych terenów w ferie zimowe oraz wakacje w 2025 r. Bardzo nam zależy na międzyludzkiej integracji, bo w takich sytuacji nie ma nic cenniejszego niż bezinteresowne wsparcie drugiego człowieka. Każda pomoc jest cenna, bo wówczas wspólnie będziemy mogli zwiększać jej skalę. Wszyscy mogą się przyłączyć i wesprzeć.

Nasze hotele oczywiście pracują i muszą zarabiać, aby można było się dzielić z innymi ludźmi, ale podobnie jak przy kryzysie związanym w wojną w Ukrainie były otwarte dla uchodźców, teraz są dostępne dla powodzian. Po prostu wydzielamy część lub wykorzystujemy obiekty z niepełnym obłożeniem.

Advertisement

Chcemy integrować ludzi, a nasi goście, będąc blisko powodzian, też mogą włączyć się do ich wsparcia. Kolejna grupa, o którą zadbamy, to seniorzy. Chcemy, aby mogli się choć na trochę oderwać od wielkiego dramatu.I na przykład część rodziny wysłać na grupowe wycieczki czy dłuższe bezpłatne turnusy wypoczynkowe do naszych hoteli — w co można włączyć np. lekarza, aby przeprowadził najpotrzebniejsze badania.

Fundacja Leny Grochowskiej pomoże przystosować pustostany do zamieszkania

Ponadto, jeśli lokalne sztaby kryzysowe wyrażą zapotrzebowanie, to deklarujemy gotowość zorganizowania im pobytów w naszych hotelach miejskich w okresie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Tu też każdy będzie mógł się włączyć, przygotować jakieś atrakcje lub wspólnie spędzić czas. A jeśli ktoś zechce relokować się na dłuższy czas, to w Siedlcach mamy mieszkania zastępcze w dobrze wyposażonym, prowadzonym przez fundację akademiku, który pełni rolę Domu Uchodźcy.

Dysponujemy również w pełni wyposażonymi kontenerami mieszkalnymi wykorzystywanymi jako baza noclegów w Siedliskach Arche, które – o ile tak zdecydują władze – mogą być użyte dla powodzian. Oczywiście jest tu kilka kwestii technicznych dot. logistyki, transportu i przyłączeń, które są obecnie analizowane. Zobaczymy, jak to się ułoży. Sytuacja się zmienia – ostatnio lepszym pomysłem wydaje się wykorzystanie istniejącej w okolicach lokalnej bazy hotelowej.

Advertisement

Z kolei w ramach tegorocznej kampanii związanej z Nagrodą Nansena przyznaną nam przez ONZ — “Każdy człowiek ma prawo do godnego życia” i projektu “Mieszkanie dla wykluczonych”, jeśli ktoś, kto stracił dobytek, chciałby się przeprowadzić, to wspólnie z władzami Bytomia — których prezydent Mariusz Wołosz wyszedł z pomysłem, aby bez zbędnych procedur wyremontować i przygotować do zamieszkania tamtejsze pustostany. A Fundacja Leny Grochowskiej pomoże w krótkim czasie takie lokale przystosować, aby wspólnie wdrożyć ten projekt.

Tyle na teraz, sytuacja jest bardzo rozwojowa i zadecyduje o naszych kolejnych ruchach pomocowych.

Advertisement
Continue Reading

NIERUCHOMOŚCI INFORMACJE

Fabryka i magazyn. Sika z największą inwestycją w Polsce

Published

on

By

Jacek Olszewsk, dyrektor operacyjny i Wojciech Ziemliński, prezes zarządu Sika

Zaawansowana technologicznie fabryka. Nowoczesny magazyn. Farma fotowoltaiczna zasilająca wózki jezdne. Koncern Sika zainwestuje koło Włocławka.

Sika to międzynarodowy koncern, który powstał w 1910 r. w Szwajcarii. Jest obecny w ponad 100 krajach na całym świecie, zatrudnia ponad 33 tys. pracowników. Specjalizuje się m.in. w tworzeniu systemów i produktów do klejenia, uszczelniania, tłumienia, wzmacniania oraz ochrony w sektorze budowlanym. W Polsce Sika obecna jest od 1991 r.

Obiekty powstaną w Brześciu Kujawskim koło Włocławka, w obszarze Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Największa jak do tej pory inwestycja Sika w Polsce ma wzmocnić pozycję firmy w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.

Advertisement

Sika buduje koło Włocławka. To jej największa inwestycja

W pierwszym etapie największej w Polsce inwestycji spółka planuje budowę zaawansowanej technologicznie fabryki. Do tego nowoczesnego magazynu, w którym obsługę zapewnią wózki jezdne zasilane energią elektryczną pochodzącą z instalacji fotowoltaicznej. Natomiast w drugim etapie prac powstaną z kolei centrum szkoleniowe dla klientów oraz centrum badań i rozwoju (R&D). Łączna powierzchnia obiektów wyniesie 11 tys. mkw. Fabryka Sika w Machnaczu, w gminie Brześć Kujawski, będzie produkowała produkty sypkie oraz domieszki na nowoczesnych liniach produkcyjnych wysokiej jakości oraz efektywności. 

Projekt nowej fabryki spółki Sika, fot. mat. prasowe

– Jesteśmy w trakcie uzyskiwania decyzji środowiskowej. Przed nami wiele pracy – w tym wyłonienie  generalnego wykonawcy. Opracowaliśmy ambitny plan działania, zgodnie z którym planujemy otwarcie fabryki i rozpoczęcie produkcji w czwartym kwartale 2026 roku. Nowa fabryka to strategiczna inwestycja Sika w Polsce – największa jak do tej pory. Również w skali działalności naszego koncernu w Europie Środkowo-Wschodniej będzie to infrastruktura o największej powierzchni. Nowy Zakład Produkcyjny na terenie gminy Brześć Kujawski wpłynie na dostępność produktów koncernu Sika na mapie Europy – zaznacza Wojciech Ziemliński, prezes zarządu firmy Sika.

Fabryka, magazyn i farma fotowoltaiczną powstaną w Pomorskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej

– Lokalizacja inwestycji przy szlakach komunikacyjnych północ-południe i zachód-wschód oraz w pobliżu złóż surowców niezbędnych do wytwarzania produktów sypkich i domieszek nie jest przypadkowa. Nie bez wpływu pozostaje bliskość portów morskich. Dla Sika znaczenie ma również możliwość działania w Pomorskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej i współpraca z lokalnymi władzami. Wspólnie dążymy do tego, żeby inwestycja wsparła lokalna gospodarkę. A także otworzyła nowe możliwości dla lokalnych partnerów, wzmacniając ekosystem regionu – dodaje Jacek Olszewski, dyrektor operacyjny w firmie Sika.

W ramach inwestycji spółka planuje budowę farmy fotowoltaicznej o mocy 750 kWP. Natomiast nie będzie to jedyny element mający wpływ na działania Sika w kierunku redukowania negatywnego wpływu na środowisko. Także kolejnym rozwiązaniem związanym ze zrównoważonym gospodarowaniem zasobami w fabryce koło Włocławka ma być instalacja do oczyszczania ścieków przemysłowych. Natomiast to możliwi ponowne wykorzystanie wody niezbędnej w procesach produkcyjnych oraz do celów gospodarczych. 

Advertisement

– Zrównoważony rozwój jest istotnym elementem strategii biznesowej. Stawiamy na rozwiązania zapewniające lepszą efektywność energetyczną. I ponowne wykorzystywanie zasobów naturalnych. Nie tylko w procesie produkcyjnym, ale również w ramach strategii inwestycyjnej. Budowa nowej fabryki w Polsce pozwoli równocześnie obniżyć generowany ślad węglowy dzięki zoptymalizowanemu łańcuchowi dostaw. To kolejna korzyść dla środowiska – podsumowuje Wojciech Ziemliński.

Continue Reading
Advertisement
Advertisement
Advertisement

na skróty

Advertisement
Advertisement
Advertisement

najpopularniejsze